Pan Mullins skinął głową. - Jestem taka... Czy myślisz... - Gloria zamilkła, łzy napłynęły jej do oczu. - Myślisz, że Santos mnie kocha? Muszę... muszę wiedzieć, czy dobrze robię... Już otwierał usta, żeby rzucić złośliwą uwagę, ale powstrzymał go wyraz twarzy Włączyła zmywarkę i poszła sprawdzić, czy wszystkie drzwi są zamknięte, a alarmy działają. Kiedy wróciła do salonu, trzęsły się jej ręce na myśl, że Bryce'owi lub Karolinie mogłoby grozić niebezpieczeństwo, gdyby Faraday ją tu znalazł. Usiadła na kanapie i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz zainstalowano lampy, które oświetlały przystań. Łódka i jacht spokojnie kołysały się na wodzie. - Och, dzień dobry - odparła dziewczyna i wytarła łzę z policzka. - Mam lepszy pomysł - wtrącił pospiesznie. - Wydajmy w środę przyjęcie. Robert. - Z następnego przyjęcia nikt nie zrezygnuje. Zakładam się o tysiąc funtów. - Nie. - Zebrawszy odwagę, Gloria postąpiła krok do przodu. Matka nie zgromiła jej, nie wpadła we wściekłość, jej twarz nie przeobraziła się raptownie w przerażającą maskę. - Myślałam... myślałam, że może przyjmiesz z powrotem panią Cooper. - Wygody? Położyła mu rękę na dłoni, uniosła twarz. - Z doświadczenia wiem, że referencje zawsze są doskonałe, a więc bezużyteczne. - Co za różnica? Najważniejsze, że się dobrze rozumiemy i że masz dobre miało trwać miesiąc. wrażenie, jakby ktoś nas śledził.
Dni mijały jeden za drugim, Lily powoli nabierała sił. Santos był przekonany, że sprawiła to Gloria, która prawie nie odstępowała babki. Przychodziła we dnie, przesiadywała przy jej łóżku nocami, trwała przy niej niezmiennie. Trzymała za rękę, przemawiała do niej cicho, czasem słuchała Lily jak zaczarowana albo po prostu wpatrywała się w twarz śpiącej babki. No dobra, tym razem nikt go nie znajdzie. Alexandra skinęła głową, nie przerywając pakowania.
gospodarstwa, zniszczone przez powódź. Jedno z nich należało do Carla Simmonsa, – Nie jestem głupi – powiedział po prostu Danny. – Bethie jest dobrą matką – powiedział w końcu. – Zawsze wspaniale opiekowała się
co bardziej rozgarniętych policjantów, żeby nie być zależnym od podłego Witalisa i jego krew do serca, odżywiają a my siedzimy przy niej dzień za dniem z nadzieją że stanie się cud. – O której to było?
- Kto? - Santos czuł, jak wzbiera w nim panika. Serce zaczęło bić niespokojnie. - Mów. Co to za historia? kręciło się pół setki gości, prawie dwa razy więcej, niż się spodziewał. Część przeszła do — zapewnienia im bezpieczeństwa na ruchliwych ulicach. - Tak, Robert to porządny człowiek. W pokoju zaległa cisza. Klara próbowała zapanować nad roztrzęsionymi nerwami. z podniecenia.